Pokusa zmiany innych

„Jedyną osobą, którą możesz zmienić jesteś tylko Ty sam” – mogłoby się zdawać, że to jedynie oklepany slogan, który większość z nas gdzieś już słyszała. Jest w nim jednak wiele mądrości i prawdy. Każdy z nas miewa czasem chwile, kiedy próbuje coś doradzić innym dla ich „dobra”, zmienić według swojego wyobrażenia, wskazać właściwą (według samego siebie) drogę, powiedzieć jak trzeba postępować i jaki kierunek należy obrać w życiu. Czy zatem „da się” zmienić drugiego człowieka?

 

To zrozumiałe, że czasem mamy pokusę ochrony bliskich nam osób przed niepotrzebnymi błędami. Być może w jakimś obszarze mamy bogatsze doświadczenia, podążaliśmy podobną drogą i mamy wyobrażenie, czego można się na niej spodziewać. Jednak czasem zdajemy się zapominać, że każdy człowiek kształtuje swoje życie sam, kierując się swoimi wartościami i wyborami. To, co okazało się dla nas najlepszym wyborem, niekoniecznie będzie takie dla kogoś innego.

Każda zmiana wymaga wykonania pierwszego kroku. Ten krok, aby zmienić coś w sobie, musi zaczynać się od nas samych. Proces zmiany to takie magiczne drzwi, które otwierają się tylko do wewnątrz. Nigdy na zewnątrz. Tylko i wyłącznie właściciel tych drzwi decyduje, czy chce je otworzyć i jak bardzo. Oczywiście, możemy motywować inne osoby do zmiany, zachęcać, inspirować, ale nie możemy brać odpowiedzialności za czyjąś zmianę.

Dlaczego najpierw to Ty sam musisz zapragnąć danej zmiany w sobie, aby jej efekty mogły przynieść Ci korzyści?

– Ponieważ to Ty musisz zdecydować, czy w ogóle chcesz się zmienić oraz w jakim kierunku?

– Ponieważ to Ty potrzebujesz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jesteś na daną zmianę lub pewien jej etap gotowy/ gotowa? Czy masz do tego wewnętrzną siłę, w danym momencie swojego życia? Czy masz wystarczające zasoby (np. wsparcie bliskich osób, odpowiednie informacje, zabezpieczenie finansowe)? To, że ktoś inny twierdzi, że teraz jest właściwy moment, nie wystarcza (a przynajmniej nie powinno). Niezbędne jest Twoje wewnętrzne przekonanie, że podołasz wyzwaniom.

– Ponieważ to Ty będziesz się zmagać z procesem zmiany i ponosić jej konsekwencje. Może się zdarzyć, że będziesz odczuwać wiele wątpliwości, sprzeczne emocje , robić dwa kroki do przodu i jeden do tyłu. Dlatego to do Ciebie powinno należeć podjęcie ostatecznej decyzji, czy podjąć się danego wyzwania.

– Ponieważ decyzja o zmianie ma swoje określone źródło, etapy dojrzewania i dochodzenia do głosu. Niejednokrotnie jest ciężką pracą i długim procesem z niewiadomym skutkiem.

Na ogół zdajemy sobie sprawę, że nie możemy zmienić drugiej osoby „na siłę”. Jednak zdarza się, że czasem wydaje się to nam kuszącą opcją: „jak tylko trochę się postaram i poczekam, to na pewno ktoś zmieni się tak, jak ja tego chcę”. Niejednokrotnie, świadomie bądź nieświadomie, mamy później roszczenia do danej osoby, że „przecież ja tak bardzo się starałem/ starałam, a Ty nadal się nie zmieniasz.” Warto na taką sytuację popatrzeć z odwrotnej strony i zadać sobie kilka pytań: Czy chciałbym, żeby to mnie samego ktokolwiek zmieniał na swoje „widzi mi się”? Jak bym się wtedy czuł/ czuła? Czy na świecie istnieje osoba, która jest „właścicielem jedynej prawdy” i magicznie wie, co jest dla mnie najlepsze?

Z mojego doświadczenia i wiedzy wynika, że pokusa zmiany innych osób jest częstym zjawiskiem wśród perfekcjonistów, którzy wymagają doskonałości nie tylko od siebie, ale również od osób ze swojego otoczenia. Irytuje ich, kiedy inne osoby nie wymagają od siebie tak wiele jak oni sami. Osoba przejawiająca zachowania perfekcjonistyczne jest często zawiedziona rzeczywistością, więc wkłada wiele wysiłku, aby partner/ partnerka stał/ stała się kimś „lepszym”. W bliskiej relacji oczekuje od partnera/ partnerki, by przejął/ przejęła jego/ jej punkt widzenia. Tymczasem jeśli wchodzimy w związek z pokusą, żeby kogoś zmienić, od samego początku nie jest to związek na równych prawach. Taka postawa uniemożliwia rozwój wartościowej i dojrzałej relacji.  Nie poznajemy wówczas drugiej osoby taką, jaka ona jest w rzeczywistości. Widzimy ją przez pryzmat siebie, swoich oczekiwań i pragnień. Takie podejście często powoduje, że tkwimy w destrukcyjnych związkach wierząc, że swoją miłością będziemy w stanie kogoś zmienić. A przecież prawdziwie kochamy wtedy kiedy nie mamy intencji, że swoją miłością kogoś uzdrowimy.

Większość z nas nie lubi nacisków i przekonywania do podjęcia działań w kierunku zmiany. Rodzi to naturalny opór, który w psychologii nosi miano „reaktancji”. Pojawia się ona w odpowiedzi na odbieranie nam wolności i swobody wyboru. Co więcej, takie naciski mogą powodować zachowania odwrotne, jak w przysłowiowym powiedzeniu, że „na złość babci odmrożę sobie uszy”. Istnieje jednak pewien sposób, dzięki któremu możesz spowodować, że osoby z Twojego otoczenia zmodyfikują swoje zachowania w stosunku do Ciebie. Pamiętaj, że relacje międzyludzkie są systemem naczyń połączonych. Jeśli zmienisz coś w sobie, będziesz wówczas wchodzić w relacje w innym stylu, więc ludzie również będą się odnosić do Ciebie w odmienny sposób niż dotychczas. Zmieniając siebie, pośrednio zmieniasz więc innych, ale punkt ciężkości i sekwencja zmian muszą się zawsze zaczynać od Ciebie, nie odwrotnie.

Kiedyś zauważyłam w swoim życiu zdumiewającą rzecz. Kiedy zaczynałam dzień w kiepskim nastroju, przydarzały mi się same niemiłe rzeczy, a wiele spraw toczyło się nie tak, jak tego oczekiwałam. Kiedy jednak miałam dobry humor, to w ciągu dnia spotykały mnie głównie miłe rzeczy. Z upływem czasu zauważyłam, że ten mechanizm działa w odwrotny sposób. Spostrzegłam, że to ja sama generuję więcej miłych sytuacji, gdy mam dobry dzień i więcej niekorzystnych sytuacji, kiedy zaczynam dzień w złym nastroju. Spostrzegłam, że „dobry dzień”  zaczynałam od uśmiechania się w środku sama do siebie, emanując tym uśmiechem i pozytywną energią, inni to odbierali i często odpowiadali tym samym. A jeśli w ciągu dnia napotykałam na niemiłe sytuacje, miałam wówczas większą skłonność do ich ignorowania i nie przywiązywania do nich większej wagi.

Jeśli nie jesteśmy zadowoleni z tego, jak układają nasze relacje z ludźmi, w pierwszej kolejności dobrze jest się zastanowić nad pytaniami: Co my sami wnosimy w daną relację? Czasem żywimy głębokie przekonanie, że jeśli tylko mielibyśmy inną pracę, lepszego szefa, bardziej wyrozumiałego partnera, czy grzeczniejsze dzieci, to wszystko byłoby w porządku. Natomiast czy tego chcemy czy nie, w każdy rodzaj komunikacji wnosimy przynajmniej 50% siebie i swoich zachowań. Zatem przyjrzenie się sobie może nam przynieść nowe spojrzenie na relację. Ponadto kiedy zajmujemy się sobą i swoimi emocjami, paradoksalnie zwiększamy szansę, żeby dać w relacji coś wartościowego od siebie. Dbanie o momenty dla samego siebie sprawia, że mamy większą siłę, aby zająć się codziennością.

Postaraj się zatrzymać każdego dnia i zadaj sobie kilka pytań. Gdzie teraz jestem? Co jest dla mnie ważne w tej sytuacji? Jak się czuję? Dlaczego tak się czuję? W jaki sposób kontaktuję się z innymi? Jak kształtuję obecną relację? Taka uważność na siebie potrafi wiele uświadomić i zmienić.

Ciekawym jest dla mnie pytanie: Dlaczego tak często zdarza się nam odczuwać pokusę zmiany innej osoby? Jaki powód sprawia, żeby ktoś zmienił się na kogoś „lepszego”? Czy dla poprawy naszego samopoczucia? Być może potrzeba zmiany dotyczy cech, których sami w sobie nie akceptujemy? A może nie potrafimy zmienić czegoś w sobie, więc delegujemy tę potrzebę na innych? Może to, co sprawia nam trudność w innej osobie mówi również coś o nas samych? Sądzę, że warto zadawać sobie podobne pytania.

Pozostaje jeszcze jedno bardzo ważne pytanie w tym temacie: Czy można się zmienić dla kogoś? Moja osobista refleksja brzmi: oczywiście, że można. Ale czy warto? Moim zdaniem nie, ale to już temat na innego posta. Dobrze i warto jest być po prostu sobą, a jeśli się zmieniać, to dla siebie. A zmiana w nas samych, którą przeżywamy jako pozytywną, zazwyczaj sprawia, że otoczenie również na niej skorzysta.

 

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *