Być „NAJ”…
Czy zdarza ci się nieustannie rozmyślać o popełnionym błędzie? Rzadko jesteś z siebie zadowolony i zawsze znajdziesz „ale”, które można ulepszyć?
Już sam tytuł mojej książki „Przekleństwo perfekcjonizmu. Dlaczego idealnie nie zawsze oznacza najlepiej” sugeruje, że perfekcjonizm, a więc dążenie do nieuchwytnego ideału nie zawsze nam służy. Jednak perfekcjonizm ma często zgubne skutki. Mogłoby się wydawać, że jest tylko pozytywnym zjawiskiem, które pomaga dążyć do doskonałości, osiągać awanse i ambitne cele. Czasami słyszę, że to przecież dobrze być perfekcjonistą, bo dzięki temu mamy motywację do wielu działań i możemy osiągać mistrzostwo.
Coraz wyższe wymagania
Odnoszę wrażenie, że rzadko zastanawiamy się nad tym, jakie konsekwencje niesie ze sobą podobne podejście. O ile perfekcjonizm w pracy w pewnych zawodach bywa przydatny, bo wiąże się z sumiennością i dokładnością, to w życiu codziennym jest często utrapieniem. Większość życiowych spraw wystarczy bowiem zrobić po prostu dobrze, bez poświęcania całej swoje energii. Perfekcjonizm potrafi skutecznie popsuć relacje z ludźmi, związki intymne i źle wpłynąć na samopoczucie. Sprawia, że w naszej głowie nieustannie siedzi surowy krytyk, który podkopuje poczucie wartości. Każe nam wymagać coraz więcej od siebie, innych i bardzo rzadko pozwala odczuwać satysfakcję ze swoich dokonań. Zawsze przecież znajdzie się w naszym otoczeniu ktoś, kto robi coś lepiej, szybciej osiągnął sukces, ma inteligentniejsze dzieci. Perfekcjonista mnoży listę „lepszych” od siebie, a jego droga do osiągnięcia „naj” zdaje się nie mieć mety. Nie jest łatwo wyjść z tego błędnego myślenia, bo otaczająca nas rzeczywistość, kultura, media, pracodawcy, ustawiają nam poprzeczkę coraz wyżej. Rzadko porusza się temat zgubnych skutków dążenia do perfekcji we wszystkim co robimy. Nie zastanawiamy się nad kosztami, które przyjdzie nam ponosić za taką postawę.
Co się dla Ciebie liczy?
Świat stawia przed nami coraz wyższe wymagania. Często czytam albo słyszę, że ktoś jest w czymś perfekcyjny, robi coś bezbłędnie – jako dowód uznania i podziwu. Wymagania otaczającej nas rzeczywistości to jedno, ale również my sami wymagamy od siebie niemożliwego. Nie doceniamy siebie i swoich małych sukcesów. Zawsze znajdziemy w swoim otoczeniu kogoś, kto według nas radzi sobie lepiej, niż my. Więcej, dalej, lepiej… kręcimy się w kołowrotku naszego życia i boimy się zatrzymać. Chwila odpoczynku wymagałaby bowiem kontaktu z samym sobą i być może konfrontacji z pytaniem: „Ale po co ja to robię?”, „Co tak naprawdę chcę osiągnąć i co jest dla mnie w życiu ważne?” Wówczas mogłoby się okazać, że nie znamy odpowiedzi na nasze pytania; że robimy coś tylko dlatego, bo wydaje nam się, że powinniśmy, musimy, że ktoś tego od nas oczekuje. Zdaje się, że w świecie zewnętrznym dokładnie zostało określone, co powinniśmy osiągnąć, aby zyskać uznanie. Intuicyjnie wiemy, co oznacza tzw. sukces, co trzeba osiągnąć i posiadać. Szczególnie dotyczy to kobiet, które w domu rodzinnym, częściej niż chłopcy, słyszały jakie powinny być i jak się zachowywać. W dorosłym życiu często nie potrafią wyjść poza te schematy myślowe. Z drugiej strony chciałyby być idealnymi matkami, żonami, przyjaciółkami i pracownikami. Co więcej, ich oczekiwania i cele często wykluczają się wzajemnie albo są trudne do pogodzenia. Pragną wypełniać swoje role rodzinne i zawodowe na takim samym idealnym poziomie. Gdy okazuje się, że w którejś z tych sfer nie spełniają wygórowanych oczekiwań, które same sobie narzuciły, pojawia się w nich poczucie winy. Wynika to zarówno z ich sprzecznych wymagań wobec siebie samych, jak i przekazu społecznego. Kobiety bowiem znacznie częściej niż mężczyźni są niezadowolone z siebie i zastanawiają się, co jeszcze mogłyby zrobić lepiej. Odczuwają wstyd kiedy nie dorównują obecnym kanonom urody, że mają zmarszczki, dodatkowe kilogramy, starzeją się, mają problemy i gorsze dni.
Iluzja perfekcji
Iluzję perfekcji dodatkowo podsycają media za sprawą zdjęć szczupłych modelek, wysportowanych sylwetek, przedstawiania związków jako relacji międzyludzkich pozbawionych problemów. Pomimo tego, że zdajemy sobie sprawę z tego, że zdjęcia modelek na okładkach przez wiele godzin były udoskonalane przez grafików, to jednak odczuwana przez nas presja wymagań i ograniczeń bywa czasem silniejsza. Wpływają na nas kulturowe naciski na doskonałość w reklamach, filmach, prasie. To wszystko może w nas powodować frustrację i poczucie wstydu, gdy nie dorównujemy do standardów, do których rzekomo powinniśmy aspirować. Mam jednak wrażenie, że osoby popularne coraz częściej i bardziej otwarcie mówią o swoich słabych stronach, o cenie którą często przychodzi nam zapłacić za tzw. sukces. Można przeczytać i usłyszeć o depresji, wypaleniu zawodowym, samotności u szczytu kariery. Powstaje coraz więcej kampanii reklamowych, w których występują kobiety o realistycznych kształtach. Uważam, że to dobry kierunek, ponieważ pokazuje drugą stronę „kolorowego” życia. Zwraca uwagę na to, że jesteśmy ludźmi, mamy swoje niedoskonałości, wady i problemy.
Jak się uwolnić od perfekcjonizmu?
Czy istnieje zatem jakiś sposób, który pozwoliłby nam się uwolnić od zgubnego perfekcjonizmu? Na początek postaraj się zastanowić, co tracisz przez swoje zachowania perfekcjonistyczne, a następnie postaraj się sobie odrobinę odpuścić. Daj sobie prawo do tego, żeby nie być idealnym/ idealną. Jeśli na początek wydaje Ci się to zbyt trudne, postaraj się nie być idealny/ idealna zawsze i nie we wszystkich sferach. Może się okazać, że nikt nawet nie zauważy, że nie dałeś/ dałaś z siebie 100% energii, a zyskasz dodatkowy czas na coś, co lubisz robić, co sprawia Ci przyjemność i wprawia w dobry nastrój.
Zrób w tym tygodniu eksperyment: intencjonalnie popełnij jakiś mały błąd i uśmiechnij się sam/ sama do siebie. Pomyśl, że to w porządku i masz do tego prawo. Może ten uśmiech wróci do Ciebie w postaci uśmiechu Twojego dziecka, partnera albo koleżanki z pracy…